
Trytwa, kto jeszcze pamięta to określenie drogi którą w latach dzieciństwa chodziło się z Mirkowa do Obór. Często chodziliśmy tamtędy z bratem do cioci Basi. Niezapomniane zabawy w Oborkiej olszynie, połowy "japońców" w pałacowych stawach. No i nieszczęśliwy wypadek kiedy to mój kochany braciszek odkrył w sobie instykt łowcy i rzucił w moim kierunku wędką zakończoną metalowym szpicem. Nie pomogła ucieczka, wędka utkwiła w mojej łydce. Nie wiem dlaczego na mnie polował? chyba jak zwykle za dużo gadałem :)
Dziś wyskoczyłem na krótki spacerek na "Trytwę". Szaro, buro i ponuro ale wspomnienia wróciły. Braciszku - kocham Cię :)